Przeżyją tylko najsilniejsi…?
10.08.2016Fantastyka to świetny pretekst by w ramach gatunku przyjrzeć się różnym mechanizmom ludzkich poczynań, najczęściej bez zarzutów o bycie stronniczym czy uprzedzonym. Teoretycznie. Fantastyka to też świetny sposób by zobaczyć jak twórcy patrzą na “innego”. Albo by dowiedzieć się czegoś o sobie.
Ostatnio obejrzałem dwa filmy: postapokaliptyczną Zagubioną przyszłość i sławny Avatar Jamesa Camerona.
Zagubiona przyszłość
Tytuł oryginalny: Lost Future
Rok wydania: 2010
Kraj: Niemcy, USA, RPA
Reżyseria: Mikael Salomon
Kontynuując dzieło ojca, Kaleb wyrusza w podróż, by znaleźć złoty pył – lekarstwo na śmiertelną chorobę zagrażającą przetrwaniu jego plemienia. (opis z Filmweb).
Po jakiejś bliżej niezidentyfikowanej katastrofie nie wiadomo jak dawno temu, która cofnęła rozwój ludzi do czasów “prehistorycznych”, pozbawiła ich technologii, różnorodności etnicznej, językowej i umiejętności czytania, największym zagrożeniem dla ocalałych są bestie – mutanty przywodzące na myśl zombie. Zaraza rozprzestrzenia się drogą powietrzną, ale jest nadzieja – żółty proszek, którego wchłonięcie nosem w ciągu paru minut uzdrawia zarazę, choćby była w stadium “zaraz zmienię się w zombie”.
Brzmi idiotycznie? Tak było.
Inni to mit, tak twierdzi starszyzna plemienia głównego bohatera. Oczywiście, on wie, że jest inaczej, bo przecież ojciec był gdzieś tam i mówił o kontaktach z innymi. Ci inni ostatecznie okazują się być praktycznie tacy sami – też raczej biali (chyba były 2 wyjątki), mówiący tym samym językiem – co jest niemożliwe, bo gdy przez pokolenia jakaś grupa mówi tym samym językiem ale potem rozdziela się (dżungla! brak transportu!) nawet ten sam język ulega różnym zmianom. Osoby wychowywane w jednoetnicznym plemieniu bez żadnych kontaktów zewnętrznych, które jakimś dziwnym trafem nie doczekało się mutacji i degeneracji genetycznych, na widok osoby o innym kolorze skóry nawet okiem nie mrugną. A zagłada to oczywiście kara za grzechy.
Dla kogo? Chyba tylko dla osób, które chcą popatrzeć na ładne krajobrazy.
Moja ocena: 2/10.
Avatar
Tytuł oryginalny: Avatar
Rok wydania: 2009
Kraj: USA, Wielka Brytania
Reżyser: James Cameron
Jake, sparaliżowany były komandos, otrzymuje misję i zostaje wysłany na planetę Pandora, gdzie zaprzyjaźnia się z lokalną społecznością oraz postanawia jej pomóc. (opis z Filmweb)
Ekologiczna, naciągana bajeczka bardzo nachalnie umoralniająca. Proste, archetypowe postacie bez większej głębi psychologicznej i naciągana fabuła skutecznie zasłaniają to co w tym filmie jest najlepsze – ciekawy pomysł na rasę z innej planety. Pomysł, który nawet trzyma się kupy.
Inni w zależności od osoby to albo przeszkody na drodze do realizacji celu, albo obiekt do studiowania i poznawania (tu już trochę lepiej). Oczywiście, ci wszyscy naukowcy mający jakąś wiedzę o innych, nie mogą się równać z wojownikiem, który nic o tych innych nie wie niczym niemowlę, ale dzięki temu może stać się jednym z tych innych, bo jest czystą kartą do zapisania i wychowania w zaledwie trzy miesiące! Główny bohater zapewne nie byłby taki wspaniały, gdyby nie zakochał się w swojej mentorce. Która oczywiście też jego wybrała, bo ten jej wcześniejszy narzeczony to nie był taki zajebisty jak ten obcy.
Ach, no i nie zapominajmy o bardzo ważnym wątku: większość wojskowych stacjonujących na planecie (najemnicy!), nie widziała problemu w eksterminacji mieszkańców tej planety. Był rozkaz człowieka owładniętego manią, wykonali. Tylko jedna osoba – kobieta – na miejscu rzezi zawróciła statek. Spokojnie, później gdy otwarcie wystąpiła przeciw dowódcy, zginęła.
Dla kogo? Dla fanów ładnych krajobrazów, efektów specjalnych i budowania światów.
Moja ocena: 3/10.
Odpowiadając na pytanie z tytułu wpisu: główny bohater, który jest ucieleśnieniem cnót i jedyny w swoim rodzaju oraz dokonujący rzeczy wydawałoby się niemożliwych, i ew. parę osób z najbliższego otoczenia. 😉 Wszyscy inni ocaleni to przypadek tylko unaoczniający jaki cnotliwy jest główny bohater.
Znasz te filmy? Co o nich sądzisz?
Znam “Avatar” i nie mam pojęcia, dlaczego wokół tego filmu był taki szum. Nudna, przewidywalna bajeczka, ze sztampową fabułą. Może w kinie krajobrazy robiły wrażenie, choć może i nie, mi wydały się trochę kiczowate.
Ja ci tego szumu nie wytłumaczę na pewno, bo też uważam za przesadzony. Może gdyby ktoś z wielbicieli filmu się odezwał…
Na mnie krajobrazy robiły wrażenie, chociaż estetycznie nie trafiały w mój gust.